środa, 29 maja 2013

Rozdział 10 - Miłość jest skomplikowana…

No jest... heh... Uwaga bo jest kilka przekleństw...


                                                ~ Kat ~

- Tak, jestem… T.O.P. Ten T.O.P z Big Bang. Proszę nie mdlej mi tu znowu, ani nic, bo i tak nie doszłoby do reanimacji sposobem usta-usta.
 Popatrzyłam na niego miną „R U facking kidding me?”. Chyba się lekko zdziwił. Ja natomiast go dobiłam.
- Słuchaj, znam cię tylko ze zdjęć i kilku piosenek, ponieważ jestem w Korei od niecałego tygodnia, więc nie jaram się k-popem ani trochę. Nie pochlebiaj sobie. Ja chcę po prostu wydostać się z tej przeklętej windy – powiedziałam wściekłym tonem uderzając pięścią w drzwi – i uwierz, że chciałabym się znaleźć jak najdalej od ciebie, bo nie zależy mi na twoich bezsensownych autografach, poza tym i tak bym ich pewnie nie odczytała.
Oj tak, naszego gwiazdorka totalnie zamurowało, bo raczej się tego nie spodziewał.
- Żeee co? – zapytał wyszczerzając oczy, które po chwili stały się wielkości piłeczek do ping-ponga.
- Że to. Może powtórzę wolniej? Nie. Jestem. Twoją. Psychofanką. Do-tar-ło ?
- Phi, jesteś lesbijką?
-Co?! Nie! Przyszłam tu nawet z chłopakiem! Daruj sobie takie infantylne przemyślenia!
- Aha, więc masz chłopaka?
- Nieee… powiedziałam tylko, że przyszłam tu z pewnym chłopakiem. Ps: nie moim.!
- Że niby przyjaciele? – powiedział gestykulując palcami.
- Człowieku, gdyby tak nie było to do końca tygodnia miałabym już pięciu kochanków. Nie moja wina, że jesteś tak zacofany, iż twoim zdaniem nie może istnieć przyjaźń damsko-męska.!
- Wcale tak nie jest.! – uhu, oburzył się
- Serio? To wymień mi chociaż jedną twoją przyjaciółkę.
- Eee.., no Jen.
- Jen? – prychnęłam – Serio? Zakładam, że to albo siostra kolegi, albo imię wymyślone na poczekaniu.
- Wcale nie! – skrzyżował ręce na piersi jak mały dzieciak. – Poza tym ja nie mam czasu na przyjaciółki, bo każda dziewczyna jaką spotkam to najczęściej dewastuje mnie bez najmniejszych przeszkód.
Trochę zrobiło mi się go żal. W końcu słyszałam wiele razy jak gwiazdy mają przerąbane w swoim zawodzie. W tym momencie palnęłam chyba największą głupotę. Te cztery małe ściany robią swoje.
- No widzisz jaki masz ciężki żywot. Ja za to nie mam rodziców i jestem zmuszona mieszkać w obcym kraju z dala od przyjaciół z moją ciocią, ale ty faktycznie masz gorzej. – łzy napływały mi do oczu. – Jak widzisz nie rzucam się na ciebie, więc mogę zostać twoją jakąś znajomą chociaż lub coś, abyś nie był przypadkiem samotny.
Spuścił głowę, a ja poczułam jak słona łza spływa po moim policzku zostawiając gładką smugę.
- Ja… przepraszam, nie wiedziałem… - wydukał jakby to coś pomogło, a ja w tym czasie szybko otarłam twarz wierzchem dłoni.
- Dobra, nie ważne. – rzuciłam szorstko. – Możemy zadzwonić po tą pomoc?
- Mhm…
Wzięłam telefon, lecz zdałam sobie sprawę, że to na nic, bo nie pamiętam żadnego numeru. T.O.P po chwili popatrzył się na mnie, a ja tylko wydukałam:
- Przepraszam, ale nie znam numeru żadnego znajomego, nawet mojej ciotki. Czy mógłbyś gdzieś zadzwonić? – zapytałam uśmiechając się nostalgicznie.
- Tsaa, jasne. Mogę załatwić jakiś numer jak chcesz. Może do tego chłopaka, który z tobą przyszedł. Jak się nazywa?
- Heh, Ren. A dokładniej Choi Min Ki…
Ponownie zdębiał.
- Tak, wiem, że to dziwne, ale to prawda. Jak znajdziesz numer to zadzwonię i ci to udowodnię.
Jak powiedziałam, tak zrobił. Po kilku minutach słyszałam sygnał w słuchawce. Odebrał nie kto inny jak Ren. Wydukał coś po koreańsku, lecz ja przeszłam od razu na angielski.
- Ren, to ja Kat. Dzwonię z telefonu znajomego. Siedzę w tej windzie już trochę czasu. Możesz nam coś poradzić, abyśmy mogli stąd bezpiecznie wyjść?
- Kat? No jasne. Już lecę do operatora maszyn. Czekaj, nic ci nie jest?
- Nie, nie, ale pośpiesz się.
- Okey, zaczekaj chwilę.
- Mhm.
- Ren już biegnie do operatora tej wstrętnej maszyny, więc za niedługo powinniśmy być na dole. – powiedziałam do chłopaka.
- Heh, może naprawdę jesteś inna…
- Hę?
- No, inna niż wszystkie. Nie wierzyłem, że zadzwonisz do tego Rena, że mogłabyś się z nim przyjaźnić, lub chociażby go znać, a ty jak gdyby nic z nim rozmawiasz…
- Heh, może to zabawne, ale pierwszą osobą, z którą zamieniłam słowo w Korei był MinHyun. Spotkałam go na lotnisku. W dodatku ukradł mi czapkę, więc później poznałam resztę… Tak wyszło. Nie traktuję ich jak superekstra flower boysów, bo wcześniej nie interesowała mnie muzyka koreańska. Cała historia.
- Halo, Kat? – odezwał się Ren.
- Tak Ren, wiesz już coś?
- No… wiesz… jest jakaś awaria i dopiero was zdejmą za jakieś pół godziny…
- Że what .?!
- Przykro mi, a tak w ogóle to z kim ty tam siedzisz?
- A wiesz tak ostatnio mam jakieś szczęście do tych wszystkich koreańskich k-popowców, bo naprzeciwko mnie siedzi T.O.P z Big Bang.
Chwila ciszy…
- Heh, wierzę ci. W końcu poznałaś nas nie? Każda dziewczyna tutaj już by czyhała na ciebie z nożem. Zadzwonię na ten numer za jakieś 20 minut jak posuwają się prace, okey? I powiedz temu naprzeciwko, że jak ci coś zrobi to już nie żyje, rozumiesz?
- Ne, Ne. Arasso. – Łał, wydukałam coś w języku Korean ;p
- Heh, to do usłyszenia. – powiedział ciepło i się rozłączył.
- Dzięki, że dałeś mi zadzwonić – powiedziałam z uśmiechem oddając telefon chłopakowi.
- Nie ma za co. I co z tą pomocą?
- Mają nas ściągnąć za jakieś pół godziny – powiedziałam wzdychając.
- Dopiero? O masakra. Mówił coś jeszcze?
- No, że jest jakaś awaria i, że jak mnie tkniesz to już nie żyjesz. Jakoś tak. – posłałam mu serdeczny uśmiech i oczko, aby rozluźnić tą cała napiętą atmosferę.
- Heh, spoko, ale nie ręczę za siebie jak znowu zaczniesz mnie łaskotać.
- Dobra, już nie będę.
Następne pół godziny szybko minęły na uroczej pogawędce z nowym znajomym.

                                                ~T.O.P ~

Z początku myślałem, że to jakaś wariatka. Rzuciła się na mnie, aby zdobyć mój telefon.! Szczerze przyznam, że się tego nie spodziewałem. Później odkryła kim jestem. Nie fajnie, ale potem zobaczyłem, że jest całkiem zabawna. Co prawda zdziwiła ją moja tożsamość, przez co wyplułem kilka zbędnych słów rozpoczynając kłótnie. Nie sądziłem, że doprowadzę ją do łez. Było mi strasznie głupio. Chyba jestem już uczulony na każdą dziewczynę, przez moją karierę. Kiedy oznajmiła, że ma zamiar zadzwonić do Rena po pomoc to padłem. Teraz to już nie była niewinna dziewczynka ze smutnym życiorysem, ale prawdziwa psychofanka.! Tak myślałem na początku, lecz kiedy ona zaczęła z nim normalnie rozmawiać, to… no… zdziwiłem się. Bez żadnych rumieńców, czy głupich uśmieszków rozmawiała zarówno z Renem, jak i ze mną. Ona naprawdę jest inna. Pozytywnie inna. Chciałbym, aby została ona moją przyjaciółką, albo chociaż koleżanką. Heh, pierwszą od dawna. Aigoo, ona naprawdę mnie przeraża. Po tych wszystkich wydarzeniach w windzie, chyba nawiązaliśmy dobry kontakt, bo tematy nam się nie kończyły. Uświadomiłem to sobie po kolejnym szybkim telefonie Rena. Nie sądziłem, że mogło już minąć tyle czasu, ale tak było. Po kilkunastu minutach od drugiej rozmowy telefonicznej byliśmy na dole. Kiedy wychodziłem z windy miałem ochotę wrócić do niej z powrotem.
- Wow, to mój oppa.! Oppa, spójrz tutaj.
- Proszę, daj mi autograf.!!!
- Spójrz na mnie, proszę o zdjęcie, daj mi swoją czapkę.!! – i tak dalej, i tak dalej…
Kiedy ujrzałem te wszystkie flesze, momentalnie zasłoniłem Kat swoim ciałem i założyłem jej swoją czapkę i okulary.
- Jeżeli cię sfotografują, to nie odpędzisz się od paparazzi, zaufaj mi.
O dziwo nie sprzeciwiała się. Jak tylko zobaczyłem mojego menagera i limuzynę, to czym prędzej podbiegłem jeszcze bardziej ukrywając Kat pod moją kurtką. Na szczęście dotarliśmy bezpiecznie, choć kilka fanek stukało w szyby i tym podobne. Jak dobrze, że są one przyciemniane…
- Czy mogę się już wyprostować? – zapytała skulona na siedzeniach, ukrywając zacięcie swoją twarz. Wyglądała zarazem śmiesznie jak i słodko.
- Heh, tak. Mamy przyciemniane szyby. Nikt cię nie zauważy, chyba, że wybiją okna..
- Dobra, nie myśl już tak pesymistycznie – powiedziała ściągając moją czapkę i okulary, po czym zaczęła poprawiać włosy. - … Przepraszam… - że o co jej chodzi? To ja powinienem ją przepraszać za tą całą szopkę, lecz milczałem czekając na to co powie. – Ja już rozumiem o co chodzi z tymi wszystkimi fankami. To już nie jest miłość, a obsesja. Nie wiedziałam, że masz tak ograniczony kontakt z rzeczywistością. Pewnie nawet nie możesz wyjść do sklepu jak normalny człowiek. Przepraszam, że źle to wszystko oceniłam.
Ona naprawdę potrafi zamurować ludzi. Patrzyłem tylko jak spuściła głowę. Widać, było jej przykro z tak błahego powodu, lecz miała rację. Jestem zamknięty z chłopakami w naszym domu cały czas. Powoli dostaje klaustrofobii.!  Wychodzimy tylko na próby lub koncerty. Czasami dzwonimy po stylistki, aby mogły nas dobrze poprzebierać. To jest strasznie męczące. Dlatego jak chłopaki namówili mnie na wesołe miasteczko, to wiedziałem, że nie tylko dostaniemy bury od menagera, ale w dodatku fanki mogą nas zmiażdżyć. Nie mogłem dłużej patrzeć na jej smutny wyraz twarzy. Trwała błoga cisza…
- No masz rację… - zacząłem – ja nie jestem normalnym człowiekiem, dlatego rzucają się na mój wygląd i seksowny głos. Nie przejmuj się tym. To jest codzienność. Tego nie da się zmienić. Są tego zarówno dobre jak i złe strony. A teraz może mi powiesz dokąd mamy jechać? Odwiozę cię.
- Heh, dzięki – miło było widzieć na jej twarzy uśmiech. – Ale jeśli pozwolisz, to zadzwonię jeszcze raz do Ren’a i wszystko mu wyjaśnię.
- Jasne, nie ma sprawy – rzuciłem, podając dziewczynie komórkę. Ta szybko weszła w ostatnie połączenia i zadzwoniła do blondynka.
- Hej Ren, wiesz są małe komplikacje, ponieważ taki jeden koło mnie ma za dużo fanek i musieliśmy uciekać. Jestem teraz w jego limuzynie i jadę do domu. Przykro mi, że nic nie wyszło z naszego spotkanie, ale…
Tyle tylko zdążyłem usłyszeć i tylko tyle ona mogła powiedzieć. Jechaliśmy dość szybko, aby zgubić paparazzi i fanki. Udało nam się, lecz pewien pijany kierowca tira, nie pomyślał o czymś takim jak sygnalizacja świetlna i uderzył z prędkością 180 km/h w tył czarnej limuzyny. Nasz pojazd obrócił się chyba 2 razy, może 3… Nie wiem dokładnie, to stało się tak szybko. Straciłem przytomność. Zdążyłem tylko zobaczyć dużo czerwonego płynu wokół mnie, i jeszcze więcej koło mojej pasażerki. Powieki zaczęły mi opadać, aż w końcu straciłem przytomność.

                                                    ~ Ren ~

Martwiłem się o Kat. Została sama w tej windzie, a na dodatek z obcym sobie chłopakiem. T.O.P’em co prawda, ale zawsze obcy. Jak dobrze, że zadzwoniła do mnie z jego komórki, bo inaczej zacząłbym się wdrapywać na górę.!
Kiedy awaria minęła, pobiegłem w stronę windy. Znaczy się… chciałem, ale nie wyszło. Wszędzie tylko fanki, fanki i fanki.! Oppa to, Oppa tamto.! Istna masakra. Tyle tej słodkości, iż myślałem, że zacznę rzygać tęczą!! Po kilku minutach w kieszeni spodni ponownie poczułem znajome wibracje. Wyciągnąłem źródło śmiesznej melodyjki i wibracji i spojrzałem na komórkę. Na wyświetlaczu widniał numer T.O.P’a więc bez wahania szybko odebrałem. W słuchawce usłyszałem ciepły głos Kat, ucieszyłem się, że ponownie zadzwoniła. Martwiłem się. Zaczęła mówić, że nic jej nie jest i o wielkiej sławie jednego z Big Bang. Po chwili usłyszałem wielki huk. Powiedziała, że jedzie limuzyną, więc musieli mieć wypadek.! Zacząłem krzyczeć w telefon jej imię, lecz doszło mnie tylko tłuczone szkło i pisk metalowego auta, które sunęło po asfalcie. Byłem przerażony. Nie słyszałem żadnego głosu. Rozłączyłem się i zadzwoniłem do chłopaków, aby załatwili samochód, bo Kat miała wypadek. Nie wiedziałem gdzie, lecz musiało to być niedaleko. Wszyscy byli równie przejęci co ja i już po chwili cały zespół czekał pod wejściem do wesołego miasteczka. W międzyczasie wykręciłem numer na pogotowie ratunkowe i powiedziałem im roztrzęsiony mniej więcej o co chodzi, a dokładny adres podam jak ją znajdę. Myśleli, że robię sobie żarty, więc rozłączyli się, przedtem śmiejąc w słuchawkę. Bez chwili wytchnienia wyszukiwaliśmy korków, zbiorowisk ludzi i tym podobnych. Długo nie szukaliśmy. Stanęliśmy w korku długim już na ponad kilometr. Wszyscy wybiegliśmy z samochodu kierując się do początku wielkiej kolejki czterokołowców. Nie zważaliśmy na trąbiące auta czy pot. Teraz liczyła się tylko ona. Obyśmy zdążyli na czas. Kiedy dotarliśmy, stanąłem jak wryty. Wszędzie policja i ratownicy medyczni, którzy chcieli bezpiecznie wyciągnąć pasażerów z czarnego, podłużnego samochodu. Łzy napłynęły mi do oczu i zaczęły spływać po twarzy. Tak jak ja cała reszta była wstrząśnięta. Nagle MinHyun zaczął biec w kierunku zdewastowanego samochodu, tym samym szturchając moje ramię. Zaczął krzyczeć w jej stronę. Nie zważał na policjantów, którzy zatrzymywali go siłą, i tak udało mu się przecisnąć, podczas gdy ja nie mogłem się ruszyć. Był już przy limuzynie, kiedy wynosili Kat na noszach wraz z T.O.P’em. Nie widziałem jej dokładnie, ale wszędzie poznam te blond włosy, które teraz były nasiąknięte krwią odsłaniając gdzieniegdzie jasne kosmyki. To było straszne. MinHyun upadł na kolana. Byliśmy bezradni. Kiedy słyszeliśmy jak czerwono-biało-zielony wóz odjeżdża na sygnale to staliśmy, upadaliśmy i płakaliśmy jak dzieci. Gdyby nie ja i ten głupi pomysł z tą kolejką to nie poznałaby T.O.P’a, nie jechałaby jego limuzyną i nie zdarzyłby się ten cholerny wypadek. Teraz tylko widzę jak MinHyun klęczy wyrzucając z siebie żałosne okrzyki rozpaczy i litry łez. Nie miałem odwagi odwrócić się i zobaczyć reakcję pozostałych przyjaciół z zespołu. Po prostu trzymałem się na sztywnych nogach próbując zrozumieć to wszystko.

Tydzień później…

                                               ~ Aron ~

Kat dalej nie wybudziła się ze śpiączki. Lekarze mówią, że ma poważny uraz głowy i musiała przejść ciężką operację, dodatkowo wmawiają swoją śpiewkę – „Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy”. – Co mnie to kurwa obchodzi. Mają zrobić więcej, żeby znowu mogła się z nami śmiać i przeżyć wszystkie randki, poznać Seul, po prostu żyć. Codziennie siedzimy przy jej łóżku wraz z jej ciocią. Mieliśmy się zmieniać, lecz nikt nie chce jej odstępować na krok. Wszyscy czujemy się winni. Zawaliliśmy już 2 koncerty. Nie potrafimy już śpiewać czy tańczyć dodatkowo się uśmiechając. Zbyt trudno wyrzucić to wszystko z głowy. Obawiam się, że dopóki Kat nie wróci do zdrowia, to nasza kariera pójdzie w niepamięć…







Wielkie, wielkie PRZEPRASZAM – szczególnie Renuśkę – przez opóźnienia z rozdziałem… Tak wiem, że mnie za ten rozdział zabijecie, ale trudno. Teraz wolne więc wiecie ;* Piszcie o błędach i komentujcie bo jakoś taki mam niedosyt komentarzy, a one motywują. Więc nawet jak jesteś anonimem to zostaw jakąś buźkę czy coś ;)

poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział 9 - Miłość jest skomplikowana…




                                                     ~ Kat ~

Pożegnałam się z JR i spojrzałam na zegarek. O cholera, była 22. Ciocia mnie zabije i to pewnie wałkiem. W pośpiechu wyciągnęłam klucze i ostrożnie przekręciłam je w zamku. Drzwi otworzyły się delikatnie z lekkim skrzypnięciem. Po chwili ujrzałam ciocię zbiegającą ze schodów.
- Gdzieś ty dziewczyno była.?! Wiesz jak się martwiłam. Ja już chciałam wybierać numer na policję, ale słyszę, że ktoś wchodzi. No więc? Czekam na tłumaczenia…
Ach totalnie straciłam rachubę czasu i zapomniałam zadzwonić do Young unni ( nie uważa się za ajummę ;p ) W dodatku bateria mi padła, dlatego nie słyszałam żadnego dźwięku, który mogłaby wydobyć moja komórka.
- Noo… bo… ja byłam u MinJi. Tak, byłam u niej i ona mnie uczyła… ale nam się znudziło i poszłyśmy na spacer się… no… odświeżyć. Bateria mi padła, zapomniałam, która godzina dochodzi. Wiesz Seul w nocy jest piękny, za oknem w ogóle nie wygląda na tak późną godzinę, nie sądzisz? – chciałam ją jakoś omotać. Niestety na marne.
- Ty mi tu nie opowiadaj o pogodzie.! Od jutra masz wracać najpóźniej o 16.!
- Ale ciociu, jutro zaczynam treningi i cały tydzień spędzam z MinJi i Sumire. Nie mogę tego odwołać.
- No dobrze, masz czas do 19.
- 20?
- Ach, dobra, ale ani minuty spóźnienia, arraso?
-Okey – co znaczył ostatni wyraz, tego nie wiem.

                                             ~ Narracja JR ~

Wróciłem do domu coś około 22:30. Kiedy otworzyłem drzwi zobaczyłem całą czwórkę, która z niecierpliwością na mnie czekała. Czemu nie skorzystać z okazji i ich nie powkręcać?
- Gdzieś ty był tak długo?! – zawołał BaekHo.
- No jak o gdzie, na randce z Kat. Świetnie się bawiliśmy.
- Czyli? Co robiliście? – zapytał dociekliwo Ren.
- No, wiesz już po 20 minutach spotkania widziałem jej bieliznę, później nosiłem ją przez całe miasto na rękach, a ta wtulała się we mnie, że ledwo oddychałem. Następnie mieliśmy iść do hotelu, ale ona powiedziała, że ciocia ją zabije jak nie wróci na noc, więc dałem jej swoją bluzę i przytuliłem na pożegnanie. No chyba tyle. – ich miny były bezcenne.
- Że co?! – krzyknęli wszyscy z jakimś 30 sekundowym opóźnieniem.
- Hę? – wydusiłem – o co wam chodzi?
- Zabiję cię – powiedział Aron ze zgrozą i mordem w oczach. Podszedł do mnie i zamachnął się próbując wymierzyć cios swoją prawą ręką. Na szczęście w porę ją zatrzymałem, wypowiadając jedno słowo.
- Żartowałem. – zdębieli. – wy naprawdę myślicie, że jestem do tego zdolny? Fajnie było zobaczyć wasze miny. – poklepałem Arona po ramieniu – A teraz wybaczcie, ale idę się położyć, jestem wykończony.
- Czekaj, to co się wydarzyło naprawdę? – zapytał MinHyun.
- Ach… byliśmy w kafejce i jedliśmy lody, nagle kelnerka wylała na jej koszulę wodę, więc dałem jej swoją bluzę, żeby nie zmarzła. Ta poszła się przebrać i wyszliśmy na miasto. Zaczęliśmy tańczyć do Face na ulicy, a po chwili wziąłem ją na barana i zacząłem biec jak najdalej od gapiów. Odprowadziłem Kat pod dom, pożegnaliśmy się i wróciłem tutaj, nabierając was. Dlatego ma moją bluzę, którą jutro przekaże Renowi, który da ją mnie. Już mogę iść spać?
- Hahahahah – wszyscy wybuchli śmiechem, a ja nie wiedziałem o co chodzi.
- Serio tańczyliście na ulicy? No może z 1000 Won bym wam rzucił – powiedział Aron – Albo nie, tylko jej bym dał.
- Coś ty idioto odwalił? Haha, nie mogę. – naśmiewał się dalej BaekHo.

- Wiecie co, ale przynajmniej przytuliłem ją na pożegnanie i nosiłem na plecach dla jej wygody, a wy pewnie nie odważycie się nawet jej dotknąć – powiedziałem obrażony z wielką satysfakcją i poszedłem do mojego pokoju. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, hehe.

                                                ~ Aron ~

JR wrócił do domu dopiero w pół do jedenastej. Myśleliśmy już ,że coś im się stało, a ten w najlepsze się bawił z Kat. Jak opowiedział tą całą zmyśloną historyjkę to już chciałem mu przyłożyć. Dopiero jak powiedział to całe „ żartowałem ” to ogarnąłem wszystko, choć dalej chciałem mu przyłożyć za to całe kłamstewko. Aigoo, dobrze, że chociaż nic im nie jest. Mam nadzieję, że Ren tak jutro nie zaszaleje jak nasz lider. Wszystko okaże się jutro.

                                                ~ Ren ~

Stałem tylko i obserwowałem wszystko z szeroko otwartą buzią, niedowierzając. Później natomiast chyba najgłośniej śmiałem się z całej tej szopki co urządzili na ulicy. Chciałbym to widzieć. Długo się jednak nie śmialiśmy, gdyż lider zadał nam ciętą ripostę i prawdopodobnie będzie miał rację, ale ja nie dam mu tej satysfakcji. Niech się szykuje na moją jutrzejszą randkę z Kat. Zapowiadać będzie się ona ciekawie.

                                                ~ Kat ~

Pogodziłam się z ciocią, niestety moje następne randki będą ograniczone do godziny 20. Tym bardziej, że dojdą mi treningi. Argh… no trudno. Ciekawa jestem co Ren na jutro wymyśli. W końcu to jego kolej na randkę.
 Zjadłam kolację i poszłam pod prysznic. Umyłam głowę szamponem i dokładnie rozprowadziłam odżywkę na pasmach moich włosów. Odczekałam kilka minut rozkoszując się ciepłą wodą, która delikatnie muskała każdą partię mego ciała. Spłukałam odżywkę i wyszłam z kabiny. Dokładnie wytarłam się ręcznikiem, a następnie osuszyłam nim lekko włosy. Spojrzałam w lustro, przeczesując kosmyki palcami. Aha, odrosty. Nie są duże, ale powoli zaczynam je widzieć. Czas zakupić farbę. Pytanie tylko jaką? Jutro podpytam Rena. On w końcu też nie ma naturalnie jasnych blond włosów. Trochę to będzie krępujące, ale czemu nie. Skądś muszę się dowiedzieć. Rozmyślając, ubrałam się w piżamę i wyszłam z łazienki zostawiając za sobą kropelki kapiące z czubka głowy. Weszłam do pokoju i spakowałam niezbędne rzeczy na jutrzejsze zajęcia, następnie usiadłam na łóżku z moim laptopem - dochodziła 23. A tam, jutro mam na 9:30, więc się wyśpię. Stwierdziłam, że poszukam sobie w sieci kilka k-popowych zespołów i wokalistów. Natrafiłam na B1A4, B.A.P, SHINee, EXO, MBLAQ, G-Dragona i Big Bang. Obadałam wszystkich członków i zaciekawiło mnie jedno. Czemu G-Dragon jest w Big Bang i robi karierę solową?! Ale nieważne. Zainteresował mnie T.O.P. Sama nie wiem czemu. To chyba przez ten jego głęboki głos. Naprawdę wyróżnia się w tej branży. Tak z ciekawości zaczęłam szukać jakieś ciekawostki na jego temat, np. że ma starszą siostrę i lubi żuć gumę xD Serio skąd oni to wiedzą?! Ogólnie zespół mi się spodobał, choć nie gustuje zbytnio w hip-hopie. Pozostałe zespoły też były okey, ale muszę się chyba przyzwyczaić do tutejszego języka, bo nadal mam mieszane uczucia, kiedy ich słucham. Mam nadzieję, że MinJi sprawi mi zaawansowany koreański w jakieś półtora miesiąca, bo inaczej to będzie tu patologia z patagonią.! Poważnie. Jak zobaczyłam wymowę niektórych piosenek to wyszczerzyłam oczy tak, że myślałam iż wyskoczą z oczodołów. Chwilę jeszcze oglądałam zdjęcia, aż tu dzwoni Dzika.
- No hejoszki, opowiadaj jak tam?
- A no spoko, wiesz dzisiaj byłam na randce z gwiazdą k-popu, która widziała mój biustonosz i ogólnie cały tydzień mam zawalony, gdyż mam kolejne randki z naszymi flower boysami. Koreański jest beznadziejny i za Chiny się go nie nauczę.! Jutro zaczynam treningi więc się wyżyję, a tak ogólnie to poznałam kilka spoko dziewczyn, więc jak na razie pobyt tutaj ocieniam 5/10.
Dzika milczała i patrzyła się na mnie z niedowierzaniem.
- Że co?!!!, przepraszam, ale możesz wolniej. Jakie randki? Jacy flower boysi i jaki stanik? – ach ta jej opóźniona reakcja. – Widzę, że masz branie, a teraz opowiadaj.
- Zaczęło się… - i tak opowiadałam jej całą historię zaczynając spotkaniem MinHyun’a na lotnisku, kończąc na uścisku JR. Zajęło mi to sporo czasu, lecz przyjaciółka słuchała uważnie i robiła ochy i achy.
- Jejku… Widzę, że masz branie. Widzisz, mówiłam ci, że znajdziesz tu męża.!
- Dzika co ty za bajki zmyślasz? Ja mam dopiero 17 lat. Jeszcze mam czas na małżeństwo. Poza tym ja nie mam zamiaru wychodzić za mąż tutaj. Mój ślub będzie w Polsce. To mogę ci zagwarantować.
- Dobra, spokojnie, ale ja muszę zostać druhną!!
- No ba że ty, a któżby inny.
- No mam nadzieję, że nie żadna Sumare czy ManJi.!
- Dzika to są Sumire i MinJi.
- Nie ważne.! Jesteś moja i tyle.!
- Ok, ok. Wiesz muszę kończyć. U mnie jest już 1.
- Aha, no to spoko. Dobranoc.
- Papa.
Rozłączyłam się, wyłączyłam laptopa i ułożyłam się do snu. Aha no i nastawiłam budzik na 8:30.

Nazajutrz, no, znaczy rano…

Obudziłam się przed denerwującym alarmem o  8: 15. Stwierdziłam, że go wyłączę i tak też zrobiłam. Myślałam o moim śnie. Był dziwny. Śniłam, że jestem zamknięta w czterech malutkich ścianach w przytłumionym pomarańczowym świetle, które migotało kilka razy na minutę. Byłam skulona w jednym z 4 rogów tego małego pomieszczenia i trzęsłam się ze strachu. Nagle jedna z bladych ścian podzieliła się na dwie części i rozsunęła jak kurtyna. Zobaczyłam oślepiające blade światło i postać mężczyzny z maską na twarzy, który podbiegł do mnie zdyszany, a ściana znów zaczęła się powoli zsuwać. Wystraszona wstałam o chwiejnych nogach i biegłam w stronę niby kurtyny, która zdawała się oddalać z każdym moim krokiem. Upadłam i jasne światło zniknęło. O dziwo był to miękki upadek, bo ów wcześniejsza postać złapała mnie przygniatając tym samym moje ciało swoim. Kiedy się podnosił i już miałam go ujrzeć, obudziłam się. Dziwny sen. Ogólnie to mam lekką klaustrofobię, więc zdziwiłam się, kiedy moja osoba znajdowała się w tak małym pomieszczeniu. Nie mam strachu przed łazienkami, czy jaskiniami, lecz tunele, windy i pomieszczenia bez okien czy światła przerażają mnie tak bardzo, że już kilka razy zemdlałam z tego ów powodu. Analizując swój sen zorientowałam się że dochodzi 9. No extra. Pędem zebrałam się i pobiegłam do łazienki. Ubrałam się, umyłam, uczesałam, maznęłam tuszem i zleciałam po schodach do kuchni zabierając 2 jabłka i wcześniej przygotowane 2 śniadanie przez ciocię. Naprawdę ją kocham. Założyłam czarne conversy i pobiegłam do szkoły. Wbiegając do klasy zabrzmiał dzwonek. Uff, uratowana. Usiadłam w ławce witając się z Sumire i wyciągając książki z torby. Przeżyłam pięć lekcji i kierowałam się z fioletową panią do sali gimnastycznej na trening. Okazało się, że nowa znajoma również gra. Kiedy weszłyśmy do szatni w oczy rzuciła mi się rudowłosa postać. Nie była stąd. Poznałam po oczach xP Podeszłam więc do niej i przywitałam się. Myślałam, że ona odwzajemni moje „Hi” i odpowie lub chociaż się uśmiechnie, lecz ona bezczelnie zmierzyła mnie wzrokiem, parsknęła i wyszła z szatni szturchając mnie ramieniem. O co jej chodziło, nie wiem. Od razu podbiegła do mnie Sumire.

                                             ~ Jessica ~

Ta blondi myśli, że może się do mnie odzywać. Też mi coś. W dodatku przyszła na trening. Jak dobrze, że trenerka nie lubi początkujących. Pewnie to jej sposób na jakieś obowiązkowe kółko pozalekcyjne. Hah, dostanie od kapitana niezły wycisk. Ona jest najlepsza. Tak w skrócie to ja. Już nie mogę się doczekać, kiedy piłka uderzona moją dłonią wyląduje na jej twarzyczce. Kilka już przez to wylądowało u pielęgniarki z krwotokiem. Jedna została wysłana do szpitalu z powodu złamanego nosa. Mam nadzieję, że ją też to czeka.

                                              ~ Sumire ~

Mocowałam się ze swoimi sznurówkami, które miały chyba potrójny, skomplikowany węzeł harcerski, kiedy zobaczyłam rudą małpę – Jessicę i jej prze uprzejme zachowanie w stosunku do mojej żony-męża Kat. Podbiegłam do niej, prawie zabijając się o moje przeklęte buty. One chyba naprawdę są przeklęte, bo za każdym razem kiedy chcę je rozwiązać to potrzeba specjalnych środków jak nożyczki lub długie paznokcie. Wracając do tematu to ta wielka cudowna liderka szkoły ( nie wiedzieć czemu tak ją nazywają ) szturchnęła Kat ramieniem i wyszła. Domyśliłam się, że to nie było jakieś takie zagraniczne powitanie, więc podbiegłam do koleżanki.
- Nie martw się ta ruda małpa Jessica taka jest. Myśli, że jest super bo nie jest stąd i super gra w siatkówkę, a wcale nie jest super. Jest totalnie anty, anty super.
- Heh, nie za dużo słowa super?
- Nie, czemu?
- Nic, nic. Przebierzmy się i chodźmy na halę.
- Jest problem…
- Jaki? Nie wzięłaś stroju?
- Gorzej – pokazałam but – Moje trampki są pod wpływem klątwy sznurówkowej.
Kat parsknęła śmiechem, podczas gdy ja byłam śmiertelnie poważna, lecz cieszyło mnie, że zapomniała o Jessice. Pięć minut później ruszyłyśmy na halę.

                                               ~ Kat ~

Stanęłyśmy w szeregu, kiedy trenerka kazała mi się przedstawić. Była dość niska, jakieś metr sześćdziesiąt, na dodatek posiadała ciemne włosy jak oczy. Naprawdę wyróżniała się od reszty. Heh.
- Annyeonghaseyo ( Dzień dobry ) Mam na imię Kat i chodzę do drugiej liceum.
- Dobrze, dobrze – notowała coś – a na jakiej grasz pozycji?
- Różnie, raz na ataku, raz na przyjęciu.
- Aha, a grałaś już wcześniej?
- Tak, 2 lata. Uczęszczałam do klubu i razem z drużyną zdobyłyśmy kilka zwycięstw.
Przestała notować i spojrzała na mnie.
- Aha, okey. Przetestujemy cię, czy nadajesz się do drużyny. – trochę mnie przestraszyła.
- Ddobrze… to co mam robić?
- Na początku…
 I tak była technika odbijania, sposoby zagrywki, wystawa, aż doszło do przyjęcia. Stałam sama na całym boisku i miałam dogrywać piłki od innych dziewczyn serwujących po drugiej stronie siatki. Większość nie zachwycała, więc szło mi całkiem dobrze. Jedynie Jessica zagrywała floty, brazylijki, czasem z wyskoku ( różne formy zagrywki ). Z tym było trudniej, ale i tak sobie poradziłam. W Polsce miałam do czynienia z trudniejszymi rzeczami. Później doszło do ataku. Nawet mi wychodził, dobra wychodził i to bardzo. Strasznie mi tego brakowało. Wyżyłam się tak, że nikt nie umiał obronić mojego ataku, nawet królowa miała problemy, za to ja jej atak broniłam perfekcyjnie w strefę zero ( tam gdzie najczęściej znajduje się rozgrywający, kiedy wystawia ;p ) Widać było, że Jessica nie była zadowolona. I dobrze. Po chwili zawołała nas trenerka i zakończyła trening nową wiadomością.
- Kat, z radością informuję, że zostałaś przyjęta do naszej drużyny jako kapitan.
- Kk…kapitan? Ale dlaczego?
- Hmm, stwierdzam, że jesteś najlepsza ze wszystkich tu dziewczyn, a w dodatku mam przeczucie, że dobrze się sprawdzisz – zatkało mnie – Tak więc Jess, przykro mi, ale zostajesz zastępcą kapitana. – Wow, tego to się już w ogóle nie spodziewałam. Liderka była kapitanem i ja ją wygryzłam. N i e  w i e r z ę.!
  Po treningu szybko się umyłam i wyszłam na spotkanie z Renem, przy okazji rozmawiając z Sumire, która chciała ze mną iść w niedzielę na boisko do siatkówki, aby trochę poodbijać i ją podszkolić. Ona jest naprawdę słodka.

                                                   ~ Jessica ~

Ta wredna dziewucha spod latarni mnie wygryzła?! Niedorzeczność! Teraz na pewno wyleci z tej szkoły. Ja to załatwię. Kurczę wyszła już z tą fioletową lalką. Muszę je dogonić. Na szczęście ich nie zgubiłam. Gadały o jakiś błahostkach, które szczerze mało mnie interesowały. Po chwili powymieniały się uściskami i każda poszła w swoją stronę. Kat mianowicie kierowała się w stronę Rena. Co oni w niej widzą.?! W dodatku czy to na pewno Ren?

                                                  ~ Kat ~

- Hahah, człowieku co ty masz na głowie.? – zobaczyłam blond gwiazdkę z czapeczką na której znajdował się uroczy wiatraczek.
- Ciii, to mój kamuflaż, poza tym idziemy do wesołego miasteczka – krzyknął podnosząc ręce do góry. – Co jest? Nie cieszysz się?
- Niee, nie oto chodzi… po prostu jestem zmęczona po treningu… - nie chciałam mu mówić o mojej fobii, zbytnio się cieszył.
  Na miejsce dojechaliśmy po 15 minutach. Kiedy zobaczyłam te wszystkie kolejki to myślałam, że zemdleje.
- To na co najpierw masz ochotę?
- Hmm, może samochodziki?
- Ok, czemu nie.
Jeździliśmy z 10 minut śmiejąc się i uderzając w innych ludzi naszym małym czerwonym autkiem. Było zabawnie. Czułam się coraz lepiej w towarzystwie Rena.
- Dobra, teraz ja wybieram. No to może to. – wskazał palcem na kilkudziesięciometrową wieżę, gdzie w otwartych siedzeniach zjeżdżało się w dół z niewyobrażalną prędkością. Aha i jeszcze jedno – winda. Trzeba było nią pojechać, jeżeli chciałeś uczestniczyć w kolejce. Mam kulkę w gardle.
- Nie bój się, wyjedziemy razem i razem spadniemy w dół – uśmiechnął się promiennie, wziął moją rękę i pobiegliśmy ustawić się w kolejce do gigantycznej maszyny. Z nim czułam się pewniej.
  Już nasza kolej mamy wsiadać do windy. Niestety wyszło tak, że Ren musiał zostać na dole i musiałam sama wsiąść do małej przestrzeni z 3 innymi osobami. Byłam przerażona. Zaczęło mi się robić duszno. Kucnęłam w rogu, kiedy inni pasażerowie wysiedli z windy. Ja nie mogłam się ruszyć. Po co wsiadałam do tej windy? Wolałabym iść te kilka tysięcy schodów lub powiedzieć Renowi o mojej klaustrofobii. Jechałam w nieskończoność.

„jestem zamknięta w czterech malutkich ścianach w przytłumionym pomarańczowym świetle, które migotało kilka razy na minutę. Byłam skulona w jednym z 4 rogów tego małego pomieszczenia i trzęsłam się ze strachu.”

Po chwili drzwi windy otworzyły się i zaczęły dochodzić do mnie pewne dźwięki. Jakby krzyki. Tak na pewno. Krzyki dziewczyn. Do windy wleciał zdyszany chłopak i wcisnął przycisk zamykający moją drogę ucieczki. Ja próbowałam się podnieść i wyjść, lecz było za późno i wywróciłam się o własne nogi.

„Nagle jedna z bladych ścian podzieliła się na dwie części i rozsunęła jak kurtyna. Zobaczyłam oślepiające blade światło i postać mężczyzny z maską na twarzy, który podbiegł do mnie zdyszany, a ściana znów zaczęła się powoli zsuwać. Wystraszona wstałam o chwiejnych nogach i biegłam w stronę niby kurtyny, która zdawała się oddalać z każdym moim krokiem. Upadłam i jasne światło zniknęło.”

Straciłam przytomność lecz po chwili ocucił mnie chłopak, który wcześniej skazał mnie na ponowną torturę.

                  ~ Tajemniczy chłopak (nie zdradzę jeszcze kim jest) ~

Biegłem jak szalony przez to wesołe miasteczko. Co mi przyszło do głowy, żeby tu przyjść. No tak moja cudowna ekipa. „Nikt cię nie pozna” i „zobaczysz będzie fajnie” takie gadanie i jestem w kropce. Ścigają mnie tłumy fanek, a ja tylko prę do przodu nie zważając na dzieci czy dorosłych. Zobaczyłem jak do jakiejś kolejki otwiera się winda. Mała, ciasna, będę miał spokój na jakiś czas. Wbiegłem naciskając przycisk zamykający metalowe drzwi windy. O dziwo ujrzałem dziewczynę, która upada. Złapałem ją i po chwili zorientowałem się, że zemdlała. Cholera nie jest dobrze. Zadzwoniłem do chłopaków informując ich co się dzieje i gdzie jestem. Kazali mi zatrzymać windę i spróbować ją obudzić. Jak powiedzieli tak zrobiłem. Odłożyłem komórkę i zacząłem cucić nowo poznaną dziewczynę. Byleby nie była jakąś świrniętą fanką. Po chwili obudziła się. Na szczęście.

                                              ~ Kat ~

Nie kontaktowałam przez chwilę, kiedy otwierałam oczy i zobaczyłam zamaskowanego gościa. Wystraszyłam się, zaczęłam krzyczeć, lecz ten zasłonił mi usta i zdjął maskę, mówiąc, że nic mi nie zrobi. Wyglądał przerażająco. Maska, okulary, czapka. Kto tak chodzi? Co gorsza doszło do mnie, że jestem w windzie i zaczęłam ponownie panikować. On chyba to zauważył.
- Hej nic ci nie jest? – mówił po angielsku.
Nie mogłam wykrztusić słowa.
- Heeej? Co ci jest?
- Winda…
- Masz klaustrofobię?
Kiwnęłam głową, a chłopak tylko westchnął i oparł głowę o ścianę.
- No to nic na to nie poradzimy. Winda się zacięła.
- Co? Jak to się zacięła? W dodatku dlaczego nacisnąłeś ten idiotyczny guzik?! Już miałam wyjść, aż tu nagle ty wchodzisz sobie jak gdyby nigdy nic, nie bacząc na innych ludzi.! – wyrzuciłam swoje emocje i zrobiło mi się lepiej.
- Cco? A możesz mi powiedzieć co za dziewczyna wchodzi do windy wiedząc, że ma klaustrofobię?!!
- Nie twoja sprawa!! – myślałam, że zaraz go rozerwę.
- Jakbyś nie zauważyła tkwimy tu razem!
- Mam dość. Masz komórkę? – przez te kłótnie zapomniałam o moim lęku.
- A co? Chcesz mnie okraść?
- Ty debilu, chcę zadzwonić po kogoś, aby nas ściągnęli!
- Nie ma mowy. Ja się stąd nie ruszam.
- Że co proszę? – parsknęłam. Za kogo on się uważa?
- Nie wyjdę stąd dopóki tłum fanek nie odejdzie spod windy!
- Hahaha, kpisz sobie? Daj mi telefon. – zażądałam
- Zmuś mnie.
Chcąc, nie chcąc, rzuciłam się na niego szukając komórki. Kiedy dostrzegłam małą prostokątną rzecz wystającą z kieszeni bluzy, zaczęłam szperać tam rękami, co było trudne bo ten ktoś był silny. Argh… czemu ja mam zawsze tego pecha? Zaczęłam go łaskotać, przez co udało mi się dobyć komórki. W wyniku napadu, spadły mu okulary i czapka odsłaniając dokładnie twarz.
- Ty jesteś… - zaczęłam powoli wskazując palcem w chłopaka.
- Tak, jestem…








Wiem, wiem bez ładu i składu. Nie porusza mnie ten rozdział. Co najmniej połowa jest nudna jak flaki z olejem, ale musiałam go rozbudować, bo nie możecie wiedzieć wszystkiego ;*