środa, 29 maja 2013

Rozdział 10 - Miłość jest skomplikowana…

No jest... heh... Uwaga bo jest kilka przekleństw...


                                                ~ Kat ~

- Tak, jestem… T.O.P. Ten T.O.P z Big Bang. Proszę nie mdlej mi tu znowu, ani nic, bo i tak nie doszłoby do reanimacji sposobem usta-usta.
 Popatrzyłam na niego miną „R U facking kidding me?”. Chyba się lekko zdziwił. Ja natomiast go dobiłam.
- Słuchaj, znam cię tylko ze zdjęć i kilku piosenek, ponieważ jestem w Korei od niecałego tygodnia, więc nie jaram się k-popem ani trochę. Nie pochlebiaj sobie. Ja chcę po prostu wydostać się z tej przeklętej windy – powiedziałam wściekłym tonem uderzając pięścią w drzwi – i uwierz, że chciałabym się znaleźć jak najdalej od ciebie, bo nie zależy mi na twoich bezsensownych autografach, poza tym i tak bym ich pewnie nie odczytała.
Oj tak, naszego gwiazdorka totalnie zamurowało, bo raczej się tego nie spodziewał.
- Żeee co? – zapytał wyszczerzając oczy, które po chwili stały się wielkości piłeczek do ping-ponga.
- Że to. Może powtórzę wolniej? Nie. Jestem. Twoją. Psychofanką. Do-tar-ło ?
- Phi, jesteś lesbijką?
-Co?! Nie! Przyszłam tu nawet z chłopakiem! Daruj sobie takie infantylne przemyślenia!
- Aha, więc masz chłopaka?
- Nieee… powiedziałam tylko, że przyszłam tu z pewnym chłopakiem. Ps: nie moim.!
- Że niby przyjaciele? – powiedział gestykulując palcami.
- Człowieku, gdyby tak nie było to do końca tygodnia miałabym już pięciu kochanków. Nie moja wina, że jesteś tak zacofany, iż twoim zdaniem nie może istnieć przyjaźń damsko-męska.!
- Wcale tak nie jest.! – uhu, oburzył się
- Serio? To wymień mi chociaż jedną twoją przyjaciółkę.
- Eee.., no Jen.
- Jen? – prychnęłam – Serio? Zakładam, że to albo siostra kolegi, albo imię wymyślone na poczekaniu.
- Wcale nie! – skrzyżował ręce na piersi jak mały dzieciak. – Poza tym ja nie mam czasu na przyjaciółki, bo każda dziewczyna jaką spotkam to najczęściej dewastuje mnie bez najmniejszych przeszkód.
Trochę zrobiło mi się go żal. W końcu słyszałam wiele razy jak gwiazdy mają przerąbane w swoim zawodzie. W tym momencie palnęłam chyba największą głupotę. Te cztery małe ściany robią swoje.
- No widzisz jaki masz ciężki żywot. Ja za to nie mam rodziców i jestem zmuszona mieszkać w obcym kraju z dala od przyjaciół z moją ciocią, ale ty faktycznie masz gorzej. – łzy napływały mi do oczu. – Jak widzisz nie rzucam się na ciebie, więc mogę zostać twoją jakąś znajomą chociaż lub coś, abyś nie był przypadkiem samotny.
Spuścił głowę, a ja poczułam jak słona łza spływa po moim policzku zostawiając gładką smugę.
- Ja… przepraszam, nie wiedziałem… - wydukał jakby to coś pomogło, a ja w tym czasie szybko otarłam twarz wierzchem dłoni.
- Dobra, nie ważne. – rzuciłam szorstko. – Możemy zadzwonić po tą pomoc?
- Mhm…
Wzięłam telefon, lecz zdałam sobie sprawę, że to na nic, bo nie pamiętam żadnego numeru. T.O.P po chwili popatrzył się na mnie, a ja tylko wydukałam:
- Przepraszam, ale nie znam numeru żadnego znajomego, nawet mojej ciotki. Czy mógłbyś gdzieś zadzwonić? – zapytałam uśmiechając się nostalgicznie.
- Tsaa, jasne. Mogę załatwić jakiś numer jak chcesz. Może do tego chłopaka, który z tobą przyszedł. Jak się nazywa?
- Heh, Ren. A dokładniej Choi Min Ki…
Ponownie zdębiał.
- Tak, wiem, że to dziwne, ale to prawda. Jak znajdziesz numer to zadzwonię i ci to udowodnię.
Jak powiedziałam, tak zrobił. Po kilku minutach słyszałam sygnał w słuchawce. Odebrał nie kto inny jak Ren. Wydukał coś po koreańsku, lecz ja przeszłam od razu na angielski.
- Ren, to ja Kat. Dzwonię z telefonu znajomego. Siedzę w tej windzie już trochę czasu. Możesz nam coś poradzić, abyśmy mogli stąd bezpiecznie wyjść?
- Kat? No jasne. Już lecę do operatora maszyn. Czekaj, nic ci nie jest?
- Nie, nie, ale pośpiesz się.
- Okey, zaczekaj chwilę.
- Mhm.
- Ren już biegnie do operatora tej wstrętnej maszyny, więc za niedługo powinniśmy być na dole. – powiedziałam do chłopaka.
- Heh, może naprawdę jesteś inna…
- Hę?
- No, inna niż wszystkie. Nie wierzyłem, że zadzwonisz do tego Rena, że mogłabyś się z nim przyjaźnić, lub chociażby go znać, a ty jak gdyby nic z nim rozmawiasz…
- Heh, może to zabawne, ale pierwszą osobą, z którą zamieniłam słowo w Korei był MinHyun. Spotkałam go na lotnisku. W dodatku ukradł mi czapkę, więc później poznałam resztę… Tak wyszło. Nie traktuję ich jak superekstra flower boysów, bo wcześniej nie interesowała mnie muzyka koreańska. Cała historia.
- Halo, Kat? – odezwał się Ren.
- Tak Ren, wiesz już coś?
- No… wiesz… jest jakaś awaria i dopiero was zdejmą za jakieś pół godziny…
- Że what .?!
- Przykro mi, a tak w ogóle to z kim ty tam siedzisz?
- A wiesz tak ostatnio mam jakieś szczęście do tych wszystkich koreańskich k-popowców, bo naprzeciwko mnie siedzi T.O.P z Big Bang.
Chwila ciszy…
- Heh, wierzę ci. W końcu poznałaś nas nie? Każda dziewczyna tutaj już by czyhała na ciebie z nożem. Zadzwonię na ten numer za jakieś 20 minut jak posuwają się prace, okey? I powiedz temu naprzeciwko, że jak ci coś zrobi to już nie żyje, rozumiesz?
- Ne, Ne. Arasso. – Łał, wydukałam coś w języku Korean ;p
- Heh, to do usłyszenia. – powiedział ciepło i się rozłączył.
- Dzięki, że dałeś mi zadzwonić – powiedziałam z uśmiechem oddając telefon chłopakowi.
- Nie ma za co. I co z tą pomocą?
- Mają nas ściągnąć za jakieś pół godziny – powiedziałam wzdychając.
- Dopiero? O masakra. Mówił coś jeszcze?
- No, że jest jakaś awaria i, że jak mnie tkniesz to już nie żyjesz. Jakoś tak. – posłałam mu serdeczny uśmiech i oczko, aby rozluźnić tą cała napiętą atmosferę.
- Heh, spoko, ale nie ręczę za siebie jak znowu zaczniesz mnie łaskotać.
- Dobra, już nie będę.
Następne pół godziny szybko minęły na uroczej pogawędce z nowym znajomym.

                                                ~T.O.P ~

Z początku myślałem, że to jakaś wariatka. Rzuciła się na mnie, aby zdobyć mój telefon.! Szczerze przyznam, że się tego nie spodziewałem. Później odkryła kim jestem. Nie fajnie, ale potem zobaczyłem, że jest całkiem zabawna. Co prawda zdziwiła ją moja tożsamość, przez co wyplułem kilka zbędnych słów rozpoczynając kłótnie. Nie sądziłem, że doprowadzę ją do łez. Było mi strasznie głupio. Chyba jestem już uczulony na każdą dziewczynę, przez moją karierę. Kiedy oznajmiła, że ma zamiar zadzwonić do Rena po pomoc to padłem. Teraz to już nie była niewinna dziewczynka ze smutnym życiorysem, ale prawdziwa psychofanka.! Tak myślałem na początku, lecz kiedy ona zaczęła z nim normalnie rozmawiać, to… no… zdziwiłem się. Bez żadnych rumieńców, czy głupich uśmieszków rozmawiała zarówno z Renem, jak i ze mną. Ona naprawdę jest inna. Pozytywnie inna. Chciałbym, aby została ona moją przyjaciółką, albo chociaż koleżanką. Heh, pierwszą od dawna. Aigoo, ona naprawdę mnie przeraża. Po tych wszystkich wydarzeniach w windzie, chyba nawiązaliśmy dobry kontakt, bo tematy nam się nie kończyły. Uświadomiłem to sobie po kolejnym szybkim telefonie Rena. Nie sądziłem, że mogło już minąć tyle czasu, ale tak było. Po kilkunastu minutach od drugiej rozmowy telefonicznej byliśmy na dole. Kiedy wychodziłem z windy miałem ochotę wrócić do niej z powrotem.
- Wow, to mój oppa.! Oppa, spójrz tutaj.
- Proszę, daj mi autograf.!!!
- Spójrz na mnie, proszę o zdjęcie, daj mi swoją czapkę.!! – i tak dalej, i tak dalej…
Kiedy ujrzałem te wszystkie flesze, momentalnie zasłoniłem Kat swoim ciałem i założyłem jej swoją czapkę i okulary.
- Jeżeli cię sfotografują, to nie odpędzisz się od paparazzi, zaufaj mi.
O dziwo nie sprzeciwiała się. Jak tylko zobaczyłem mojego menagera i limuzynę, to czym prędzej podbiegłem jeszcze bardziej ukrywając Kat pod moją kurtką. Na szczęście dotarliśmy bezpiecznie, choć kilka fanek stukało w szyby i tym podobne. Jak dobrze, że są one przyciemniane…
- Czy mogę się już wyprostować? – zapytała skulona na siedzeniach, ukrywając zacięcie swoją twarz. Wyglądała zarazem śmiesznie jak i słodko.
- Heh, tak. Mamy przyciemniane szyby. Nikt cię nie zauważy, chyba, że wybiją okna..
- Dobra, nie myśl już tak pesymistycznie – powiedziała ściągając moją czapkę i okulary, po czym zaczęła poprawiać włosy. - … Przepraszam… - że o co jej chodzi? To ja powinienem ją przepraszać za tą całą szopkę, lecz milczałem czekając na to co powie. – Ja już rozumiem o co chodzi z tymi wszystkimi fankami. To już nie jest miłość, a obsesja. Nie wiedziałam, że masz tak ograniczony kontakt z rzeczywistością. Pewnie nawet nie możesz wyjść do sklepu jak normalny człowiek. Przepraszam, że źle to wszystko oceniłam.
Ona naprawdę potrafi zamurować ludzi. Patrzyłem tylko jak spuściła głowę. Widać, było jej przykro z tak błahego powodu, lecz miała rację. Jestem zamknięty z chłopakami w naszym domu cały czas. Powoli dostaje klaustrofobii.!  Wychodzimy tylko na próby lub koncerty. Czasami dzwonimy po stylistki, aby mogły nas dobrze poprzebierać. To jest strasznie męczące. Dlatego jak chłopaki namówili mnie na wesołe miasteczko, to wiedziałem, że nie tylko dostaniemy bury od menagera, ale w dodatku fanki mogą nas zmiażdżyć. Nie mogłem dłużej patrzeć na jej smutny wyraz twarzy. Trwała błoga cisza…
- No masz rację… - zacząłem – ja nie jestem normalnym człowiekiem, dlatego rzucają się na mój wygląd i seksowny głos. Nie przejmuj się tym. To jest codzienność. Tego nie da się zmienić. Są tego zarówno dobre jak i złe strony. A teraz może mi powiesz dokąd mamy jechać? Odwiozę cię.
- Heh, dzięki – miło było widzieć na jej twarzy uśmiech. – Ale jeśli pozwolisz, to zadzwonię jeszcze raz do Ren’a i wszystko mu wyjaśnię.
- Jasne, nie ma sprawy – rzuciłem, podając dziewczynie komórkę. Ta szybko weszła w ostatnie połączenia i zadzwoniła do blondynka.
- Hej Ren, wiesz są małe komplikacje, ponieważ taki jeden koło mnie ma za dużo fanek i musieliśmy uciekać. Jestem teraz w jego limuzynie i jadę do domu. Przykro mi, że nic nie wyszło z naszego spotkanie, ale…
Tyle tylko zdążyłem usłyszeć i tylko tyle ona mogła powiedzieć. Jechaliśmy dość szybko, aby zgubić paparazzi i fanki. Udało nam się, lecz pewien pijany kierowca tira, nie pomyślał o czymś takim jak sygnalizacja świetlna i uderzył z prędkością 180 km/h w tył czarnej limuzyny. Nasz pojazd obrócił się chyba 2 razy, może 3… Nie wiem dokładnie, to stało się tak szybko. Straciłem przytomność. Zdążyłem tylko zobaczyć dużo czerwonego płynu wokół mnie, i jeszcze więcej koło mojej pasażerki. Powieki zaczęły mi opadać, aż w końcu straciłem przytomność.

                                                    ~ Ren ~

Martwiłem się o Kat. Została sama w tej windzie, a na dodatek z obcym sobie chłopakiem. T.O.P’em co prawda, ale zawsze obcy. Jak dobrze, że zadzwoniła do mnie z jego komórki, bo inaczej zacząłbym się wdrapywać na górę.!
Kiedy awaria minęła, pobiegłem w stronę windy. Znaczy się… chciałem, ale nie wyszło. Wszędzie tylko fanki, fanki i fanki.! Oppa to, Oppa tamto.! Istna masakra. Tyle tej słodkości, iż myślałem, że zacznę rzygać tęczą!! Po kilku minutach w kieszeni spodni ponownie poczułem znajome wibracje. Wyciągnąłem źródło śmiesznej melodyjki i wibracji i spojrzałem na komórkę. Na wyświetlaczu widniał numer T.O.P’a więc bez wahania szybko odebrałem. W słuchawce usłyszałem ciepły głos Kat, ucieszyłem się, że ponownie zadzwoniła. Martwiłem się. Zaczęła mówić, że nic jej nie jest i o wielkiej sławie jednego z Big Bang. Po chwili usłyszałem wielki huk. Powiedziała, że jedzie limuzyną, więc musieli mieć wypadek.! Zacząłem krzyczeć w telefon jej imię, lecz doszło mnie tylko tłuczone szkło i pisk metalowego auta, które sunęło po asfalcie. Byłem przerażony. Nie słyszałem żadnego głosu. Rozłączyłem się i zadzwoniłem do chłopaków, aby załatwili samochód, bo Kat miała wypadek. Nie wiedziałem gdzie, lecz musiało to być niedaleko. Wszyscy byli równie przejęci co ja i już po chwili cały zespół czekał pod wejściem do wesołego miasteczka. W międzyczasie wykręciłem numer na pogotowie ratunkowe i powiedziałem im roztrzęsiony mniej więcej o co chodzi, a dokładny adres podam jak ją znajdę. Myśleli, że robię sobie żarty, więc rozłączyli się, przedtem śmiejąc w słuchawkę. Bez chwili wytchnienia wyszukiwaliśmy korków, zbiorowisk ludzi i tym podobnych. Długo nie szukaliśmy. Stanęliśmy w korku długim już na ponad kilometr. Wszyscy wybiegliśmy z samochodu kierując się do początku wielkiej kolejki czterokołowców. Nie zważaliśmy na trąbiące auta czy pot. Teraz liczyła się tylko ona. Obyśmy zdążyli na czas. Kiedy dotarliśmy, stanąłem jak wryty. Wszędzie policja i ratownicy medyczni, którzy chcieli bezpiecznie wyciągnąć pasażerów z czarnego, podłużnego samochodu. Łzy napłynęły mi do oczu i zaczęły spływać po twarzy. Tak jak ja cała reszta była wstrząśnięta. Nagle MinHyun zaczął biec w kierunku zdewastowanego samochodu, tym samym szturchając moje ramię. Zaczął krzyczeć w jej stronę. Nie zważał na policjantów, którzy zatrzymywali go siłą, i tak udało mu się przecisnąć, podczas gdy ja nie mogłem się ruszyć. Był już przy limuzynie, kiedy wynosili Kat na noszach wraz z T.O.P’em. Nie widziałem jej dokładnie, ale wszędzie poznam te blond włosy, które teraz były nasiąknięte krwią odsłaniając gdzieniegdzie jasne kosmyki. To było straszne. MinHyun upadł na kolana. Byliśmy bezradni. Kiedy słyszeliśmy jak czerwono-biało-zielony wóz odjeżdża na sygnale to staliśmy, upadaliśmy i płakaliśmy jak dzieci. Gdyby nie ja i ten głupi pomysł z tą kolejką to nie poznałaby T.O.P’a, nie jechałaby jego limuzyną i nie zdarzyłby się ten cholerny wypadek. Teraz tylko widzę jak MinHyun klęczy wyrzucając z siebie żałosne okrzyki rozpaczy i litry łez. Nie miałem odwagi odwrócić się i zobaczyć reakcję pozostałych przyjaciół z zespołu. Po prostu trzymałem się na sztywnych nogach próbując zrozumieć to wszystko.

Tydzień później…

                                               ~ Aron ~

Kat dalej nie wybudziła się ze śpiączki. Lekarze mówią, że ma poważny uraz głowy i musiała przejść ciężką operację, dodatkowo wmawiają swoją śpiewkę – „Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy”. – Co mnie to kurwa obchodzi. Mają zrobić więcej, żeby znowu mogła się z nami śmiać i przeżyć wszystkie randki, poznać Seul, po prostu żyć. Codziennie siedzimy przy jej łóżku wraz z jej ciocią. Mieliśmy się zmieniać, lecz nikt nie chce jej odstępować na krok. Wszyscy czujemy się winni. Zawaliliśmy już 2 koncerty. Nie potrafimy już śpiewać czy tańczyć dodatkowo się uśmiechając. Zbyt trudno wyrzucić to wszystko z głowy. Obawiam się, że dopóki Kat nie wróci do zdrowia, to nasza kariera pójdzie w niepamięć…







Wielkie, wielkie PRZEPRASZAM – szczególnie Renuśkę – przez opóźnienia z rozdziałem… Tak wiem, że mnie za ten rozdział zabijecie, ale trudno. Teraz wolne więc wiecie ;* Piszcie o błędach i komentujcie bo jakoś taki mam niedosyt komentarzy, a one motywują. Więc nawet jak jesteś anonimem to zostaw jakąś buźkę czy coś ;)

4 komentarze:

  1. Zajebiste ^.^ Biedna Kat ;c Ale ta akcja z T.O.P'em ;> Mega :D Myślałam że tu wszystko skończy się dobrze, a tu wypadek i tygodniowa śpiączka O.o szok.! ;c Weny.!
    PS: Leniwiec GD wychowany przez małpy w małpim gaju tworzący małpie bity.! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki;p
      PS: I bujajacy się na lianach udajac Tarzana <3

      Usuń
  2. Ha! Wiedziałam! Wiedziałam, że to będzie T.O.P i miałam racje xD Omo! Co tutaj się podziało :O Ja sobie myślę, że wszystko będzie dobrze, że może pójdą jeszcze na jakąś randkę, a tu wypadek! Mało tego! Śpiączka Kat! T.T
    Rozdział bardzo mi się podobał ♥ Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O żesz chryste panie
    Prawie mi serce staneło xDD
    Czekam na nexta^^

    OdpowiedzUsuń